Zamień ten tekst na URL Webhooka

Foto, Audio i Wideo

Brak planu brzmi jak plan - złota godzina na Ibizie 🪩🌴

Wydanie nr
65
opublikowane
2023-11-15
Jakub Kaźmierczyk
Jakub Kaźmierczyk
Fotograf
No items found.

W ostatnich dniach mój sprint fotografii portretowej dobiegł końca. To bardzo budujące, że osoby w nim uczestniczące zrobiły naprawdę świetne postępy, a świadomość tego, że dzięki nam ktoś zrobił lepsze zdjęcia, daje prawdziwego kopa do działania! W wielu moich materiałach bardzo dużą wagę przykładam do planowania sesji. Cisnę Was, żebyście robili moodboardy, planowali oświetlenie, sprawdzali rozkład światła appką w telefonie, a my na Ibizę polecieliśmy totalnie bez planu. Jak z tego wybrnęliśmy? Zapraszam do lektury!



W momencie klikania “kup” na stronie wizzaira, Wiedziałem że na pewno zrobimy tam jakąś ciekawą sesję. Jednak dokładnie 3 dni po zakupie biletów na najbardziej imprezowe miejsce na globie, dowiedzieliśmy się, że moja żona jest w ciąży, co dość mocno wywróciło wszystkie plany i mogliśmy zapomnieć o zabawach do białego rana. Jednak nie o tym, bo w zasadzie ta nowina i konieczność zmiany planów imprezowych niespecjalnie wpłynęła na plan sesji. 2-3 tygodnie przed wyjazdem usiedliśmy z Amelią i zaczęliśmy myśleć o tym co robimy. Tu jednak pojawił się problem - nigdy nie byliśmy na Ibizie, większość zdjęć w internecie pokazuje kluby albo plaże i generalnie internetowy research był drogą przez mękę. Nawet jeśli znajdowałem ładne miejsce, ciężko było mi sprawdzić jak zachowuje się tam światło, czy nie będzie tam tłumów turystów i czy rzeczywiście to, co pokazują zdjęcia, wygląda równie ciekawie w rzeczywistości. Wiecie jak to jest - instagram kontra rzeczywistość. Z resztą naciąłem się na to w Dubaju, kiedy robiłem zdjęcia z Patrycją. Przed spotkaniem wysłała mi świetną miejscówkę - most z widokiem na Burj Khalifę. Kiedy dotarliśmy na miejsce, specjalnie celując w złotą godzinę, coś się nie zgadzało - Burj Khalifa nie jest tuż za mostem, a kilkanaście kilometrów dalej i absolutnie nie licuje się z osią drogi. To była po prostu wklejka, a my się na to nabraliśmy. Zdjęcia zrobiliśmy, ale były zdecydowanie dalekie od naszego planu.

Jak dobrze się przyjrzysz, tam gdzieś w oddali zobaczysz najwyższy budynek na świecie. Internet kłamie, pamiętaj!

Jedziemy bez planu 🤷‍♂️

Przed wyjazdem przeszliśmy się kilka razy po galeriach handlowych, przejrzeliśmy kilka sklepów internetowych, ale doszliśmy do wniosku, że odpuszczamy - w końcu nie wiemy co zastaniemy na miejscu. Innej stylizacji szukalibyśmy pod sesję w mieście, a innej na plaży, a jeszcze innej na sesję a lesie itd. Z imprez na Ibizie nici, więc mieliśmy więcej czasu na miejscu, żeby tam wszystko zaplanować.
Zawsze wyjazdy spędzamy tak, że najpierw skupiamy się na wypoczynku i naładowaniu baterii, a w ostatnich dniach robimy zdjęcia, o ile oczywiście prognoza pogody jest sprzyjająca. Mnie zdecydowanie lepiej się fotografuje mając więcej energii, a opalona skóra w zachodzącym słońcu również wygląda lepiej. Podczas zwiedzania nowych miejsc nie mam też w sobie trybu “za wszelką cenę znajdź miejsce do zdjęć”, bo to przychodzi bardzo naturalnie. Po prostu w trakcie urlopu jeździliśmy po wyspie, oglądając polecane w przewodnikach miejsca. Jednego dnia wybraliśmy się na plażę Cala Comte - po prostu spędziliśmy popołudnie na łapaniu słońca i kąpielach w morzu, ale kiedy słońce zaczęło schodzić niżej, decyzja była prosta - to tu robimy zdjęcia. Pierwszy element planu jest!
Co ze światłem? Odłożyłem książkę, wyciągnąłem telefon, włączyłem Sun Surveyor i sprawdziłem, że słońce chowa się idealnie za miniwyspą przed nami, czyli idealnie. Mamy już miejsce i światło, trzeba było tylko liczyć na to, że w dzień zdjęć, niebo nie będzie spowite chmurami. Finalnie pogoda udała się naprawdę nieźle, choć zachód nie był najpiękniejszy na świecie. Mogło być zdecydowanie gorzej, szczególnie że zdjęcia robiliśmy 22 października, a dwa poprzednie dni były chłodniejsze i bardzo wietrzne.

Stylizacja - spore wyzwanie

Jak wiecie, Amelia jest w ciąży. Co prawda jej brzuch był jeszcze naprawdę niewielki, a na zdjęciach nie chcieliśmy go pokazywać. Z jednej strony był za mały jak na sesję typowo ciążową, ale z drugiej - w dopasowanej gładkiej sukience już dość mocno się odznaczał. Tu nie będę rozpisywał się bardziej, bo szansa, że szersze grono odbiorców będzie w podobnej sytuacji jest dość nikłe, a chcę żeby artykuł był maksymalnie uniwersalny, abyście mogli przełożyć to na Wasze wyjazdy. Tak, czy inaczej musieliśmy znaleźć stylizację - wcześniejszy wybór miejsca miał kluczowe znaczenie, bo wiadomo że musiała pasować do klimatu plażowo-morskiego. Szybka wycieczka Stradivarius-Bershka-Massimo-Zara i wybór padł na tiulową sukienkę w morskich kolorach, która w naszej ocenie dobrze koresponduje z wybranym wcześniej krajobrazem. 35 Euro i gotowe! Stylizacja była prosta, ale mając ładne miejsce, nie trzeba wiele kombinować, żeby zdjęcia wyszły dobrze. Tu wydaje mi się, że harmonia jest dobrze zachowana i całość ze sobą dobrze gra. Nie bardzo wyobrażam sobie, żeby Amelia miała tu na sobie np. jeansy i koszulę, czy skórzaną sukienkę, które świetnie sprawdzają się w surowym studio.

Spinamy wszystko w całość

Okazuje się, że już po 3 dniach urlopu wszystko było dopięte - miejsce, światło, sukienka. Pozostało tylko trzymać kciuki za pogodę. Zachód słońca był około 19, więc na miejsce przyjechaliśmy około 16, ale mieliśmy jeszcze kilka rzeczy do nagrania, poza tym chcieliśmy jeszcze spędzić trochę czasu w tym pięknym miejscu. Totalnie uwielbiam fotografować o takiej porze, bo w ciągu półtorej godziny światło niesamowicie się zmienia i mając tak naprawdę jedną stylizację i miejsce, można osiągnać kilka różnych klimatów. Finalnie pierwsze kadry powstały około 17:50, a ostanie godzinę później. Tak, jak wspomniałem - zawsze staram się wycisnąć maksimum zróżnicowania podczas sesji. Na szczęście przy plaży znajdowało się sporo miejsc, gdzie Amelia mogła stanąć pod różnym kątem do słońca, co również wpływało na to, co było tłem - czy morze czy skały. Dodatkowo, w jednej części plaży znajdowały się charakterystyczne stare drzwi, gdzie trzymane były łodzie rybackie - to również zrobiło ciekawy klimat.











Następnie przenieśliśmy się na drugą część plaży. Tam niestety wiatry, a co za tym idzie - fale, zabrały sporą część plaży i wejście na mini wysepkę, ale nie przeszkodziło nam to zrobić kolejnych zdjęć. W pewnym momencie słońce zaczęło naprawdę ładnie operować na niebie, a im niżej było nad horyzontem, kolorystyka zaczęła zmieniać się jak w kalejdoskopie. Na przestrzeni kilku minut przeskoczyła o kilka tysięcy Kelvinów. Tu absolutnie nie walczyłem z tym w postprodukcji. Zdjęcia powinny być spójne, ale z drugiej strony muszą uwzględniać zmieniające się światło, mając przy tym jakiś wspólny mianownik. Mam nadzieję, że udało mi się to zachować.







Różnicujemy, ale nie ma tak łatwo!

Zrobiłem też kilka zdjęć detali - w końcu materiał musi być zróżnicowany! Tu jednak pojawiło się kolejne ograniczenie - sprzętowe. Tym razem moim wakacyjnym aparatem była Leika Q3, którą wypożyczyłem na ten wyjazd. O samym aparacie nie będę się rozpisywał, o nim sporo opowiedziałem w filmie, który nagraliśmy podczas tej sesji. Ograniczeniem Q3 jest obiektyw - 28 mm f/1.7 - świetny, ale to jednak jedna ogniskowa, na dodatek niełatwa. Z drugiej strony, świetna jeśli jesteśmy w takim miejscu jak to. Kiedy jesteśmy w ciekawych miejscach, bardzo rzadko używam dłuższej ogniskowej niż 50 mm, a często zabierając np. 45 mm f/1.2 do Olympusa (ekw. 90 mm) robiłem nim bardzo mało zdjęć, bo kompresja kadru zabijała miejsce, w którym byliśmy. Dlatego też często krytykuję nadużywanie 85 czy 105 mm f/1.4 przy zdjęciach w pięknym otoczeniu, bo zamienia się ono w różnokolorowe plamy. Mam Sigmę 105 mm f/1.4 i Canona 70-200mm f/2.8, ale nawet przez chwilę nie przeszło mi, żeby zabrać je na sesję.
Powiem szczerze, że w tym przypadku to ograniczenie jedną ogniskową, wcale zadziałało jakoś negatywnie. Nie mówię, że jeśli fotografowałbym 28-70 mm, nie ruszałbym zoomem, ale właśnie czasem rzucenie sobie pewnego czelendżu potrafi nas rozwijać. Odkąd mam Q2, czuję że nauczyłem się lepiej kadrować całą sylwetkę tak, aby jej nie skracać, już wiem na jakiej wysokości się ustawić, czy w jakiej odległości od modelki muszę być, aby nie przerysować jej w negatywny sposób. Większość zdjęć robiłem na f/1.7-2 - przy tej ogniskowej, nie mamy szans na spowodowanie, że tło będzie nieczytelne, o ile nie fotografujemy bardzo małych obiektów. Z drugiej strony, rozmycie tła przy tej przysłonie ładnie separuje postać od tła. Jedyne czego żałuję, to fakt, że nie wziąłem filtra black promist, który delikatnie zmiękczyłby światła. Tu oczywiście nie sugerujcie się aparatem, bo Q3 kosztuje prawie 30 000 zł, ale jeśli zabierzecie np. Canona EOS R8 z 35 mm f/1.8, możecie spodziewać się dość podobnych rezultatów 🙂.

Edycja - kropka nad i

Tu również nie było prosto. Po powrocie usiadłem do komputera i zacząłem kombinować w Capture One. Przetestowałem wcześniej zapisane style i totalnie nic mi nie leżało. Po 20 minutach kombinacji zdecydowałem, że muszę odpuścić, przejść się i wrócić ze świeżym spojrzeniem. Wróciłem i doszedłem do wniosku, że przesunę tylko podstawowe suwaki - przywrócę szczegóły ze świateł i trochę z cieni, ale wszystko zachowam w stonowanym, dość ciemnym klimacie. W Photoshopie, po podstawowym retuszu skóry, używając koloru selektywnego delikatnie wpuściłem błękit do cieni, a następnie narzuciłem lekki szum. Już RAWy bez korekcji wyglądały naprawdę ładnie i im więcej w nich kręciłem, tym miałem wrażenie, że robię im krzywdę, więc tym razem zabawę ograniczyłem do minimum, dorzucając jednak kawałek mojego pierwiastka kolorystycznego i wydaje mi się, że wyszło naprawdę nieźle! Tak, jak wspomniałem, nie starałem się wyrównywać wszystkich kadrów, bo ostatnie zdjęcia robiłem już po zachodzie słońca, a w kilka minut światło stało się niesamowicie niebieskie, co pokazałem na dwóch ostatnich kadrach.

Plan bez planu się powiódł

Jak pewnie wiecie, staram się być osobą zorganizowaną, mieć dopięte wszystko na prawie ostatni guzik, w tym większość sesji, które robię. Tu chciałem podejść do tematu podobnie, ale ta sytuacja pokazała, że nie mając wcześniej dostępu do miejsca, w którym będziemy robić zdjęcia, możemy zmarnować mnóstwo energii na planowanie, a finalna praca okaże się zupełnie inna od zakładanej wcześniej. Na szczęście na Ibizie spędzaliśmy cały dzień, więc mieliśmy czas na stworzenie mini planu będąc już na miejscu, a całe 35 Euro zrobiło robotę jeśli chodzi o tę prostą stylizację. Oczywiście oglądając filmy i czytając przewodniki z grubsza wiedziałem co mnie czeka, szczególnie znając hiszpańską architekturę i będąc wcześniej na Majorce, gdzie krajobrazy są dość podobne. Jednak w tym wypadku, wydaje mi się, że zrobienie researchu na miejscu i zaplanowanie takiej sesji nie było złym pomysłem. Siedząc przy komputerze w Polsce pewnie nic lepszego bym nie wymyslił. To jednak pokazuje, że jeśli zgramy kilka ważnych składowych, czyli piękne miejsce, światło, osobę z doświadczeniem w pozowaniu i stylizację, tak naprawdę ciężko coś spektakularnie zepsuć. Dobrego tygodnia!


  • Instagram kłamie!
  • Eksploruj miejsca
  • Miejsce, światło, stylizacja
  • Ogniskowa, a kadr
  • Problem z kolorami