Zamień ten tekst na URL Webhooka

Foto, Audio i Wideo

Leica Q2 - kupiłem aparat dla siebie i sprawia mi mnóstwo frajdy!

Wydanie nr
53
opublikowane
2023-05-06
Jakub Kaźmierczyk
Jakub Kaźmierczyk
Fotograf
No items found.

Fotografia jest dla mnie nie tylko źródłem utrzymania, czy ciężką pracą. Owszem, zdecydowałem się związać z fotografią na dobre, ale prócz komercyjnego aspektu, pozostawiam sobie dużo miejsca na własne projekty, które mają przynieść przyjemność, a nie pieniądze. Po wyjeździe do Portugalii, doszedłem do wniosku, że potrzebuję małego aparatu, który będę zabierał ze sobą w ciekawe miejsca. Wybór padł na Leikę Q2. Jakie są moje pierwsze przemyślenia, jakie miałem alternatywy i dlaczego zdecydowałem tak, a nie inaczej? Zapraszam do lektury!


Nie będę zakłamywał rzeczywistości - jestem geekiem sprzętowym, lubię nowinki, aparaty, obiektywy, lampy i inne akcesoria. Nie będę też z tym walczył, choć moje szafy na sprzęt zaczynają pękać w szwach. Z drugiej strony, większość tego sprzętu pracuje na siebie, więc przynajmniej mam sam przed sobą dobre wytłumaczenie. Zimą wybraliśmy się do Portugalii fotografować największe fale na świecie i zrobić kilka sesji. Cały plan udał się nawet lepiej niż zakładałem, bo przywiozłem mnóstwo dobrych zdjęć, ale z drugiej strony, brakowało mi trochę zdjęć bardziej pamiątkowych, sytuacyjnych i wiem, że materiał mógłby być jeszcze bardziej kompletny.


Jako aparat do takich zdjęć wziąłem Contaxa G1 z obiektywem Zeiss 28 mm f/2.8. To naprawdę rewelacyjny zestaw (choć AF jest bardzo kapryśny), ale po przyjeździe przyszedł przykry czas kalkulacji. Zrobiłem nim 3 rolki pamiątkowych zdjęć, czyli około 100 fotografii. Na filmy wydałem około 100 zł, do tego około 50 zł za wywołanie. Później przyszedł czas skanowania - to naprawdę upierdliwe! Owszem, skaner na raz ogarnia 18 zdjęć, ale każde trzeba wykadrować i poświęcić chwilę. Do tego dochodzi wyrównanie kolorów i nagle okazuje się, że spędziłem cały dzień na skanowaniu zdjęć, które owszem, są fajną pamiątką, ale nie mają większej wartości fotograficznej. Równie dobrze mógłbym zrobić je smartfonem - byłoby taniej i szybciej, choć bez tego klasycznego klimatu.

Czy nagle obraziłem się na analoga? Absolutnie nie, tylko spojrzałem na niego nieco inaczej, bo nakład czasu i pieniędzy był zbyt duży w stosunki do otrzymanego efektu. Doszedłem do wniosku, że analoga będę szanował nieco bardziej, bo filmy są zbyt drogie, a mój czas zbyt cenny, żeby poświęcać to dla pamiatkowych zdjęć z wycieczki. Teraz analogiem będę robił tylko sesje zdjęciowe, zarówno na małym obrazku, jak i średnim formacie. Dla zdjęć, które mają więcej znaczenia chętnie poświęcę swój czas i pieniądzę, żeby osiągnąć konkretne efekty. Po tych wnioskach przyszedł czas na wybór następcy Contaxa, tylko w cyfrowej wersji. Jakie miałem alternatywy?

Mniejszy obiekty do Canona R5.

To była pierwsza myśl. W końcu R5 to rewelacyjny aparat właściwie pod każdym względem - świetny AF, wspaniała matryca. Mógłbym dokupić 35 mm f/1.8 i zestaw byłby całkiem dobrym pomysłem. Ma on jednak jedną zasadniczą wadę - to mój główny aparat i służy mi przede wszystkim do pracy, więc brakowałoby mi jakiegoś powiewu świeżości. Druga sprawa - wielkość. Co prawda jest mniejszy niż modele 5D, ale to po R3 największy z bezlusterkowców Canona, a chcąc chodzić z nim cały dzień trzymając go na szyi, waga i tak dałaby o sobie znać. Trzecia sprawa, że w razie awarii takiego sprzętu na wycieczce, musiałbym szybko załtwiać dla niego zastępstwo.

Canon R/R8/RP z 35 mm f/1.8

To chyba byłoby najbardziej rozsądne, szczególnie że w lutym testowałem R8 w Neapolu i uważam, że to naprawdę świetny i mały sprzęt. W połączeniu z małą trzydziestkąpiątką sprawdziłby się wręcz idealnie, bo wspomniane szkło wyposażone jest w stabilizację. R lub RP rozpatrywałem z uwagi na niższą cenę, alekażdy z tych aparatów sprawdziłby się naprawdę dobrze. Jednak największy problem miałem z jednym - te aparaty nie są za grosz ciekawe - do bólu poprawne i po prostu obcowanie z nimi nie sprawiłoby mi frajdy.

Olympus PEN-F

Ten aparat w momencie rozmyślania nad zakupem nowego miałem w swojej kolekcji i totalnie go lubiłem. W mojej ocenie to absolutnie najładniejszy Olympus z cyfrowej ery tej firmy, daje naprawdę niezłą jakość obrazu i ma sprawnie działający AF. Minus? Miałem go od początku 2016 roku i najzwyczajniej w świecie mi się znudził. Potrzebowałem czegoś świeżego.

Leica z serii M

Mam w swojej kolekcji model M9 i totalnie go lubię, ale do takich zdjęć, jak potrzebowałem, modele M odpadają - nie mają AF, więc nie da się zrobić szybko idealnie ostrego zdjęcia. Do tego, potrzebowałem aparatu, który mogę dać Amelii czy komuś znajomemu, żeby zrobił zdjęcie również mnie, a domyślcie się jak wyglądałoby uczenie użycia dalmierza i manualnego ustawiania ostrości za każdym razem. M9 zostawiam sobie na typowy street lub sesje.

Fujifilm X100V

W sumie to byłby najlepszy wybór patrząc przez pryzmat jakość/cena. Mały, lekki, z płaskim obiektywem i wbudowaną lampą błyskową. Największym jednak problemem jest jego dostępność. Jego normalna cena to około 7500 zł, ale jeśli już się gdzieś pojawia, kosztuje bliżej 10000 zł, więc przepłacenie o 2500 zł, tylko z uwagi na to, że Fujifilm nie potrafi dostarczyć wymaganej liczby aparatów, sprawiło, że ten model po prostu odpadł. Jak się później okazało, biorąc go ręce, jakość jego wykonania w porównaniu do Leiki jest totalnie gorsza. Nie mówię, że jest źle, ale trzymając w rękach Q i X100V, mamy wrażenie że Fujifilm to atrapa.

Leica Q/Q2

Kompakty Leiki najbardziej chodziły mi po głowie, ale cena 28000 zł za aparat bez wymiennej optyki (choć z bardzo dobrym Summiluxem), na dodatek nie do zarabiania, a do zaspokojenia moich fanaberii, powodowała że jego wybór schodził na dalszy plan. Miałem w międzyczasie okazję poobcować chwilę z Q2 mojego znajomego i pierwsze 5 minut sprawiło, że wszystkie inne rozważania poszły w odstawkę, wiedziałem że muszę go mieć. Nie zależało mi bardzo na modelu Q2, spokojnie zadowoliłbym się modelem Q, które kosztują około 10-12 tys. zł, ale jest ich jak na lekarstwo. Jak się jednak okazało - Leica Store Warszawa sprzedawała swój sprzęt demo poniżej 20 000 zł z pełną fakturą VAT i właśnie jedna z tych demo-sztuk trafia do mnie.

Jakie są moje pierwsze wrażenia?

Q2 kupiłem z pełną świadomością jej zalet, ale również ograniczeń. Nie jest to aparat, który zabrałbym jako jedyny na komercyjne zlecenia, ale nie kupowałem go z takim zamiarem. To, co w aparatach Leiki robi największe wrażenie to jakość wykonania. Monolityczny kawałek metalu, bez zbędnych ozdobników, dość ciężki, ale w dobrym tego słowa znaczniu. Do tego kilka przycisków, pokręteł i to w zasadzie tyle. Już otwieranie pudełka robi wrażenie, a obcowanie z korpusem to bajka. Menu - ascetyczne, eleganckie, zawierające tylko te elementy, które w takim aparacie będą potrzebne. Nie ma tam czułości śledzenia autofokusu czy tego podobnych rzeczy. Liczba funkcji została ograniczona do minimum, ale mam tam wszystko, czego potrzebuję.

Obiektyw - do niego miałem najwięcej obaw. Ogniskowa 28 mm nigdy mi jakoś nie pasowała, 35 mm było mi zdecydowanie bliższe, ale do czasu. Prześledziłem exify z moich sesji robionych Canonem 28-70 mm f/2L i co się okazało? Podświadomie polubiłem się z 28 mm - naprawdę spory odsetek zdjęć robiłem właśnie nią, więc z zainstalowanym summiluxem polubiliśmy się od pierszych kadrów. Do samego szkła nie mam właściwie żadnych zastrzeżeń, ładnie rysuje, a wbudowane w C1/LR korekty elegancko pozbywają go winietowania czy dystorsji. Najważniejsze jednak, że jest mały i nie wystaje mocno poza obrys korpusu. Co prawda nie jest tak płaski jak 23 mm f/2 w X100V, ale trzeba pamiętać, że ma jasność f/1.7 i musi pokryć pole obrazowe małego obrazka. Lubimy się!

Matryca to kolejny, świetny element tego aparatu, choć nie ma róży bez kolców. Przede wszystkim to mały obrazek, więc w porównaniu do m4/3 czy APS-C pozwala uzyskiwać mocniej rozmyte tło przy takim samym kącie widzenia, a dodatkowo, na wysokich czułościach zachowuje się naprawdę świetnie. Ponadto, gdybym miał zrealizować nią zlecenie komercyjne, nada się nawet do dużych wydruków, bo jej rozdzielczość to prawie 50 mpx. Z drugiej strony, ma to swoje minusy, bo robiąc zdjęcia pamiątkowe, 24 mpx z modelu Q w zupełności by wystarczyło. Tu każdy plik waży 80 Mb, więc po prostu robię RAW + JPG, gdzie RAWów używam do edycji tylko najlepszych zdjęć.

Leica Q2 w Berlinie

Tak, jak wspomniałem, szukałem przede wszystkim aparatu na wyjazdy, który przez cały dzień mógłby wisieć na szyi bez mocnego jej obciążania. Minus wyjazdu był taki, że dosłownie cały czas padał deszcz, z kolei plusem aparatu są jego uszczelnienia, więc nie martwiłem się, że ten deszcz mu zaszkodzi. W sobotę zrobiliśmy w sumie 20 kilometrów po stolicy Niemiec i praktycznie nie odczułem, że miałem aparat cały czas przy sobie. To było mega wygodne, bo nie miałem po niego sięgać do kieszeni czy torby, bo po prostu zawsze był gotowy. Ogniskowa 28 mm zarówno do fotografii ulicznej, jak i pamiątkowych zdjęć sprawdziła się rewelacyjnie. Fotografowałem nim właściwie w każdych warunkach oświetleniowych i wysokie ISO, mimo mocno upakowanej matrycy, wygląda naprawdę nieźle! Minus? Autofokus nie należy do najszybszych i najbardziej dokładnych, więc część zdjęć ulicznych nie jest ostra tam, gdzie powinna, ale nie mogę jakoś bardzo narzekać. Ostatnio, w aktualizacji oprogramowania pojawiło się dodatkowo wykrywanie oka, zamiast całej twarzy, ale tej funkcji jeszcze nie miałem okazji testować. Generalnie jednak, na naszym weekendowym, deszczowym i zimnym wyjeździe Q2 sprawdziła się rewelacyjnie!




Q2 na sesjach

Od zakupu Leiki miałem okazję robić kilka luźnych sesji studyjnych, więc zabrałem Q2 jako uzupełnienie R5 z 28-70 mm f/2L i tu znów pozytywne zaskoczenie! Aparat w dobrych warunkach oświetleniowych pracuje szybko, sprawnie i celnie. AF może nie jest tak szybki jak w R5, ale naprawdę nie mogę powiedzieć o nim złego słowa. Do tego, często w moich sesjach dodaję dynamiki kadrom poprzez np. fotografowanie od dołu na szerokim kącie, co dodatkowo wydłuża nogi, więc Leika naprawdę daje radę! Kolejny plus to migawka centralna, więc bez żadnych HSS’ów synchronizuje się z lampami błyskowymi przy każdym czasie naświetlania. Podczas sesji z Mają, połowę zdjęć zrobiłem R5, a połowę Q2 i po selekcji, rzeczywiście oddałem po połowie z każdego aparatu, mimo że w Q2 ogranicza mnie ogniskowa 28 mm. W warunkach studyjnych pracuje się nią naprawdę świetnie, choć o odchylanym ekranie czy tetheringu musimy zapomnieć.




Modelki - Maja Stanisławska i Jagoda Łętowska

Kilka słów na koniec

Czy kupiłbym Q2 raz jeszcze? Tak, na pewno! Przede wszystkim cieszę się, że kupiłem aparat dla siebie, który ma dawać mi przyjemność z fotografowania. Rewelacyjne wykończenie korpusu, dbałość o każdy element, proste menu i sam fakt, że to Leica, sprawiają, że fotografowanie nim po prostu daje frajdę. Mam wreszcie aparat, który nie musi mieć najlepszych parametrów (choć Q2 ma je naprawdę świetne), ale ma dawać rewelacyjny obrazek i być przy mnie zawsze, kiedy potrzebuję aparatu. Przede mną urlop w Dubaju i będzie to mój jedyny aparat podczas tej wycieczki. Jak wypadnie? Przekonam się niebawem 🙂. Do zobaczenia!