Wtyczki Retouch4me po roku używania. Czy rzeczywiście są tak dobre? 🧑🎨
Wtyczki Retouch4me po roku używania. Czy rzeczywiście są tak dobre? 🧑🎨
W święta minął rok, od kiedy używam wtyczek Retouch4me. W mojej ocenie to jeden z elementów, który najmocniej odmienił moją pracę fotograficzną w ubiegłym roku. Jak oceniam to oprogramowanie z perspektywy czasu?
Święta 2021, jesteśmy u moich przyszłych teściów pod Gdańskiem - tam spędzamy cały świąteczny czas. Jednak ja musiałem zabrać ze sobą komputer, bo jeszcze przed sylwestrem zobowiązałem się oddać zdjęcia z sesji biznesowej - około 20 sztuk, w tym pojedyncze osoby + zdjęcia grupowe. Przy normalnej edycji zajęłoby to przynajmniej jeden cały dzień pracy, a ja wolałbym to zrobić w biurze, przy dużym monitorze, ale doszedłem do wniosku, że mogę to zrobić na laptopie, a Amelia spędzi jeden dzień dłużej z rodziną. W przeddzień retuszowego dnia trafiłem na film na kanale piximperfect, który pokazał użycie tytułowych wtyczek. Zawsze podchodziłem do takich rozwiązań z bardzo dużym dystansem. Próbowałem wcześniej Portrait Pro, Portraiture czy wynalazków w postaci Neural Filters w Photoshopie. Wszystkie z nich bazowały na tanim rozmyciu, które wygląda po prostu źle. Od biedy nadałoby się do publikacji zdjęć na Instagramie, ale przecież nie mógłbym oddać klientowi zdjęć obrobionych przez tandetne filtry.
Po zobaczeniu efektu na wspomnianym kanale, wryło mnie. Dodge&burn robił się na osobnej, szarej warstwie. Całość można edytować i efekty, które widziałem na filmie, przerosły moje oczekiwania. Jednak jak to często bywa, takie rozwiązania działają dobrze tylko na starannie wyselekcjonowanych zdjęciach. Na szczęście producent wtyczek udostępnił demo, które umożliwia sprawdzenie działania poszczególnych wtyczek, ale bez możliwości zastosowania efektu na zdjęcie. Zainstalowałem, wrzuciłem do wtyczek kilka różnych zdjęć i znów mnie wryło. Efekt, do którego dojście zajmuje 10-15 minut tworzy się w minutę-dwie. Długo się nie zastanawiając, kupiłem wtyczki, zbudowałem akcje, puściłem sekwencję wsadową i pojechałem z rodziną na gofry nad morze - pogoda w poprzednie święta była przepiękna! Po przyjeździe okazało się, że te 20 zdjęć czeka obrobionych. Owszem, trzeba było zastosować kilka poprawek i na koniec dopasować finalne tony i kolory, ale cała mrówcza praca zrobiła się sama, kiedy ja biegałem po plaży. Tego dnia wydałem na wtyczki około 1300 zł, ale zdecydowanie było warto, bo zyskałem cały, ważny dla mnie dzień, poza tym to był dopiero początek!
Z których wtyczek korzystam?
Zdecydowałem się na zakup wtyczek, które robią za mnie to, co ja robię przy zdjęciach pracując bez ich pomocy. Zaczynam od usuwania drobnych niedoskonałości, następnie przechodzę do wyrównania świateł i cieni, a na koniec zabieram się za konturowanie i dodawanie trójwymiarowości. Fotografując na gładkich tłach często już po kilku krokach po cykloramie zostają brudne ślady. To naprawdę mozolna praca, aby wszystko pousuować. Idąc tym tokiem, kupiłem:
- Heal, czyli wtyczka, która działa w oparciu o healing brush, usuwając drobne niedoskonałości
- Dodge&Burn, czyli wtyczka która wyrównuje światła i cienie pozbywając się nierównych przejść tonalnych, jak również w dużej mierze przebarwień
- Portrait Volumes nadaje trójwymiarowości twarzom i ciałom rozjaśniając i przyciemniając poszczególne elementy, tak aby wydały się bardziej plastyczne i trójwymiarowe
- Clean Backdrop odpowiada za wyczyszczenie tła z zabrudzeń i zagnieceń
Tak wygląda warstwa stworzona przez wtyczkę Dodge&Burn. Widać, że oprogramowanie dokładnie przeanalizowało zdjęcie i dokładnie rozjaśniło i przyciemniło konkretne obszary.
Jak to działa?
Wtyczki oparte są o sztuczną inteligencję i w jakiś magiczny sposób wykrywają niedoskonałości usuwając je, czy wyrównując przejścia tonalne. Co ważne - po zaakceptowaniu efektu, tworzą warstwę korekcyjną. Możemy zatem sprawdzić co zostało zrobione przez wtyczkę, zmniejszyć krycie korekt, czy wymazać to, co zostało zrobione niedokładnie. Dla przykładu, wtyczki D&B i Portrait Volumes tworzą szare warstwy, które należy wymieszać w trybie "łagodne światło", czyli w taki sam sposób, jak można zrobić to ręcznie. Nie jest to nowa warstwa z pikselami, na której otrzymujemy tylko gotowy efekt. To niezwykle ważne, bo pozostałe rozwiązania działają właśnie w ten sposób.
Tak wygląda edycja przez 3 opisane wcześniej wtyczki. Całość zajęła około 40 sekund. Co ważne, zmiany których dokonały wtyczki można regulować poprzez zmianę krycia lub maskowanie.
**Czy wtyczki są idealne? **
Nie, są rzeczy, z którymi sobie nie radzą. Przede wszystkim wtyczka Heal nie odróżnia niedoskonałości od pieprzyków, więc je usuwa. Trzeba wtedy poprawić warstwę i wymazać miejsca, gdzie pieprzyki zostały usunięte. Również lubi zgubić się na piegach, choć tu pomaga zmniejszenie intensywności jej działania. Zawsze trzeba też sprawdzić czy nie usunęła np. dziurki w nosie czy pępka, bo czasem tak się zdarza. Z kolei wtyczka Portrait Volumes często zbyt mocno konturuje nos i linię szczęki. Tu najczęściej wymazuję po prostu gumką okolice nosa i szczęki i po problemie. Przy zdjęciach pod światło, które są mało kontrastowe, zdarza się, że wtyczka wręcz namaluje twarz od nowa, ale wtedy również pomaga zmniejszenie krycia warstwy.
Wtyczki też nie bardzo radzą sobie w sytuacji, kiedy bawimy się kolorowym światłem. Często takie zdjęcia są wręcz nie ruszone przez ich algorytm, przez co kolorowo oświetlone portrety musimy retuszować w klasyczny sposób. Nie do końca radzą sobie też z osobami czarnoskórymi.
Tak wygląda warstwa Portrait Volumes. Jak widać, wtyczka ładnie zrobiła konturowanie, ale przyciemnienie linii szczęki i nosa jest zbyt mocne.
To był dla mnie prawdziwy gamechanger. Kiedyś na edycję jednej sesji, z której oddawałem 10-15 zdjęć poświęcałem pół dnia. Robiąc wiele sesji, spędzałem mnóstwo czasu na ich obróbce, więc siłą rzeczy robiłem mniej zdjęć dla siebie, żeby nie zakopywać się z ich retuszem. Często moje sesje czekały po kilka miesięcy na obróbkę, bo zawsze komercyjne zlecenia były na pierwszym miejscu. Mój sposób zdjęć portretowych jest szybki, ale to nadal 10-15 minut na zdjęcie, więc łatwo policzyć jak bardzo czasochłonny jest to proces. Podczas selekcji zdjęć, odrzucałem też te niezłe zdjęcia, choć troszkę gorsze od tych najciekawszych, żeby nie marnować czasu na obróbkę.
Dziś, dzięki wtyczkom edycja jest dużo, dużo szybsza. Czas skraca się o około 80%, bo to, co zabierało najwięcej czasu, robią wtyczki. Nie zabiera to jednak procesu kreatywnego, bo i tak ostatnie szlify i poprawki robię ręcznie. W marcu 2022 miałem zaplanowane 4 sesje w Warszawie, w czwartek i piątek. W sumie zrobiłem ponad 1500 zdjęć, w hotelu zrobiłem szybką selekcję i wstępną edycję w Capture One, a wtedy kiedy wychodziliśmy coś zdjęć, wtyczki przetwarzały mi po kilkadziesiąt zdjęć w seriach. Po przyjściu do hotelu robiłem finalny grading i tym sposobem w niedzielę oddałem obrobione zdjęcia z tych 4 sesji i to nie po 10, a po nawet 30-40 gotowych fotografii z sesji. Robiliśmy zdjęcia w wielu stylizacjach, różnych światłach, więc materiału było naprawdę dużo, a dzięki temu, że najbardziej żmudny proces był zautomatyzowany, mogłem sobie pozwolić na wybór większej liczby zdjęć.
Dziś, dzięki wtyczkom jestem w stanie robić więcej zdjęć, bo nie zakopuję się z pracą przy ich obróbce, mogę oddawać więcej zdjęć, bo retusz jest zautomatyzowany. Przy zleceniach komercyjnych spędzam nad retuszem krócej, ale moja usługa nie jest wyceniana przez to taniej, więc de facto zarabiam więcej, bo poświęcam mniej czasu, a osiągam ten sam efekt.
Kilkadziesiąt zdjęć z jednej sesji obrabiam w sumie 2-3 godziny i mając trochę wolnego czasu po sesji, mogę oddać zdjęcia bardzo szybko.
Jak wygląda mój obieg plików między Capture One, Photoshopem i Retouch4me?
Na ahoy! znajdziesz o tym dokładny film, jak również niedługo przygotuję podobny materiał, ale w oparciu o Lightrooma. Poniżej w skrócie opiszę ten proces:
Najpierw RAWy trafiają do sesji Capture One, tam robię ich selekcję przy użyciu gwiazdek i wstępną edycję tonów i kolorów. Następnie tak przygotowane pliki eksportuję w PSD do folderu "PSD do AI" (tak go nazwałem). Kolejnym krokiem jest Photoshop, gdzie czekają przygotowane przeze mnie akcje uwzględniające cały proces edycji. Akcje po prostu przepuszczają zdjęcie przez 3 lub 4 opisane wcześniej wtyczki. Oczywiście nie otwieram każdego zdjęcia z osobna, a wybieram sekwencję wsadową, gdzie wskazuję folder z wyeksportowanymi zdjęciami z Capture One i akcję, która zastosuje wtyczki na każdym ze zdjęć z folderu. Następnie sekwencja wsadowa uruchomi każde zdjęcie, zastosuje akcję, zapisze zdjęcie i je zamknie. Nie ważne czy w folderze jest 5 czy 100 zdjęć, zrobi to na każdym, choć oczywiście ten proces będzie trwał dość długo, w zależności od rozmiaru zdjęć i szybkości naszego komputera. Kolejnym krokiem jest przeniesienie tych zdjęć z foldery "PS to AI" do folderu "Selects" w sesji C1. Następnie otwieram z Capture One wszystkie zdjęcia (lub partiami) w Photoshopie, gdzie robię poprawki i dopracowuję kolory. Każde zdjęcie zapisuję, tak aby zmiany od razu pokazały się w Capture One. Po edycji wszystkich zdjęć, eksportuję je z poziomu Capture One do wybranych formatów i rozmiarów, dzięki czemu jednym kliknięciem wybrane zdjęcia zapisują się np. do rozmiarów Facebooka, Instagrama i w pełnej rozdzielczością. Bułka z masłem.
Te wtyczki naprawdę zmieniły moją pracę i niesamowicie ją przyspieszyły. Ostatni rok był dla mnie bardzo dobry jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju automatyzacje, zwiększenie wydajności i wygodę pracy. Przerzuciłem się też ze stałek na zooma, co z kolei spowodowało, że moje zdjęcia mocniej się zróżnicowały, zrobiłem ich więcej i czuję, że zrobiłem krok do przodu na kilku fotograficznych obszarach.
Dobrego weekendu!
Artykuł nie jest w żaden sposób sponsorowany przez Retouch4Me.