Zdjęcia w plenerze z lampą systemową - miejska sesja z Jagodą
Zdjęcia w plenerze z lampą systemową - miejska sesja z Jagodą
W moich artykułach zawsze staram się z Wami dzielić zróżnicowaną wiedzą. Mówię o sesjach komercyjnych, przygotowaniu do fotograficznych wyjazdów, ale wydaje mi się, że opis sesji wraz z przygotowaniem technicznym również może być interesujący. Dzisiaj zabieram Was na sesję z Jagodą Łętowską, którą zrobiliśmy przy okazji kolejnych nagrań na eduweb! Tym razem będzie naprawdę niewiele sprzętu, ale z efektów jestem jak najbardziej zadowolony. Zapraszam do lektury!
Przygotowania i pomysł
W zeszłym roku, w związku z tym, że pod koniec lata brałem ślub, praktycznie nie miałem czasu na sesje plenerowe, przez co miałem ich duży niedosyt. Owszem, robiłem sesje na wyjazdach, ale plenery we Wrocławiu widywały mnie rzadko, również z uwagi na wcześniejszą pandemię. Powiedziałem sobie, że w tym roku koniecznie muszę to nadrobić, poza tym na eduweb przygotowywałem wcześniej głównie materiały studyjne. Z drugiej strony, rozmawiając z Wami po naszym fotograficznym spotkaniu w Poznaniu, postanowiłem nie zabierać dużych, drogich i bardzo mocnych lamp plenerowych, a sięgnąłem po małą lampę systemową. Tego typu rozwiązania ma większość fotografów, a wystarczy lampę uzbroić w wyzwalacz, uchwyt, parasol i statyw, żeby zmontować sobie zestaw małego strobisty.
Decydując się na lampę reporterską trzeba odpowiednio dobrać miejsce. Nie może być to otwarta przestrzeń z pełnym słońcem - tam małe lampy o mocy 70-80 Ws są po prostu za słabe i miałyby szanse przebić się przez słońce jedynie ustawione bardzo blisko, bez żadnego modyfikatora. Moim zdaniem nie ma po co porywać się z motyką na słońce, a lepiej wykorzystać pełen potencjał małego błyskadełka dobierając miejsce tak, aby lampa miała szanse w starciu ze światłem naturalnym. Wybrałem zatem miejsce, w którym jest sporo cienia - Bulwar Józefa Zwierzyckiego, gdzie nie dość, że nie ma za dużo ludzi, to cały przykryty jest drzewami, a w tle góruje spory, ładny budynek archiwum. Do tego w tym miejscu są ciekawe zwierciadła akustyczne, które również urozmaiciły kilka kadrów.
Chciałem, żeby sesja miała prosty, miejski charakter, więc nie kombinowaliśmy ze stylizacjami, makijażem czy pozami, żeby każdy kto przeczyta ten artykuł czy obejrzy zapis sesji, byłby w stanie zrobić podobne zdjęcia. Stylizacja denim on denim bazowała jedynie na spódnicy i krótkiej kurtce. Do tego proste buty na obcasie i tyle - bez większego kombinowania. Makijaż Jagoda zrobiła sama - prosty, z delikatnym rozświetleniem i kreską na oku - prosto, ale ładnie.
Sprzęt
Na większość moich sesji zabieram wózek turystyczny, to w nim wożę cały sprzęt, dzięki czemu nie wszystko jest na moich barkach. Żonglowanie sprzętem też lepiej robić w wózku, niż kłaść drogi plecak na brudnej ziemi. Totalnie polecam zakup podobnego wózka i wiele osób po mojej rekomendacji kupiło podobne rozwiązania. Wszyscy są absolutnie wniebowzięci.
Mój zestaw strobisty składał się z lampy Profoto A1, wyzwalacza Profoto Air TTL uchwytu Manfrotto MLH1HS-2 Snap Tilthead, statywu GlareOne Stork 295, srebrnego parasola no-name 90 cm i worka z piaskiem. Oczywiście sprzęt Profoto nie należy do najtańszych, ale moje A1 upolowałem za około 1200 na Allegro, używane. Poza tym wcale nie muszą być to lampy Profoto, równie dobrze sprawdzi się Quadralite Stroboss 60, V1 lub podobna lampa o liczbie przewodniej około 60, lub mocy około 70-80Ws, w zależności od tego, którą wartość podaje producent. Ważne, żeby lampa obsługiwała system HSS, dzięki któremu możemy zejść z czasem nawet do 1/8000s, ale z mojego doświadczenia wynika, że dobrze jest dobierać takie warunki światła naturalnego, które dałyby nam parametry rzędu 1/800-1600s przy ISO100 i f2. Jeśli będzie jaśniej, tym ciężej będzie przebić się przez światło słoneczne.
Nie bez znaczenia jest również modyfikator. Jeśli użyłbym softboxa 120 cm z podwójną dyfuzją i gridem, błysk nie byłby widoczny nawet w takich warunkach. Dobrałem zatem srebrny parasol, który daje dość kontrastowe światło, ale nie zabiera go tak dużo jak wspomniane softboxy. Statyw o wysokości niespełna 3 metrów jest wystarczający do lamp tej wielkości, ale dobrze jest dociążyć go workiem z piaskiem, bo jednak parasol zachowuje się jak żagiel na wietrze i łatwo o uszkodzenie zestawu. Z resztą właśnie w taki sposób, mimo dociążenia pozbyłem się parasola Profoto, który kosztował mnie grubo ponad 600 zł, dlatego tym razem wybrałem najtańszy, za jakieś 30 zł, a również dał radę.
Jeśli chodzi o sam zestaw fotograficzny, użyłem tego, czego używam na co dzień, czyli Canona R5 z obiektywem 28-70 mm f/2. Zdaję sobie sprawę, że to zestaw, na który raczej nie pozwolą sobie amatorzy fotografii, ale w takich warunkach Canon RP z zestawem stałek 35 mm f/1.8, 50 mm f/1.8 i 85 mm f/2 sprawdziłby równie dobrze. Chodzi o delikatne rozmycie tła, więc każdy sprzęt, który dałby podobny efekt nada się idealnie!
Pierwsze kroki z błyskiem w plenerze
Decydując się na zabranie lamp w plener zawsze idę sprawdzonym schematem. Pierwsze kadry robię bez lampy, mierząc ilość światła zastanego. Aby błysk był widoczny, światło zastane musi być przygaszone czasem naświetlania o około 1EV. Żeby było jaśniej - jeśli poprawną jasność zdjęcia bez lampy uzyskujemy z czasem 1/400s, zmieniamy czas na 1/800s, lekko niedoświetlając klatkę, aby pozostawić miejsce na błysk. Nie sugerowałbym się tu ani wskazaniami światłomierza, ani histogramu, bo wystarczy, że modelka założy białą sukienkę lub czarną marynarkę, a odczyty będą skrajnie różne, bez zmiany oświetlenia. Po prostu patrzę na oko, czy zdjęcie jest lekko za ciemne. Wcześniej ustawiam oczywiście najniższe ISO (jeśli pracujemy w dzień) i przysłonę taką, jaka mi pasuje, choć w fotografii portretowej będzie to zazwyczaj między f/2 a f/4. Jasność zdjęcia ustawiam trzecim parametrem, czyli wspomnianym czasem tak, aby zdjęcie było lekko niedoświetlone.
U góry - zdjęcie z odpowiednio naświetlonym tłem, ale modelka jest zbyt ciemna. Na dole - ta sama ekspozycja światła zastanego, ale dołożony został błysk lampy.
Kolejny krok to włączenie lampy. Zazwyczaj ustawiam jej początkową moc na około 7.0 w skali od 2 do 10. To w przeliczeniu na ułamki zwykłe 1/8 mocy. Następnie, nie ruszając już parametrami ekspozycji w aparacie, na wyzwalaczu radiowym tak steruję mocą, aby twarz modelki miała odpowiednią ekspozycję. Kilka klatek i gotowe! Czasem też korzystam z pomiaru TTL na pierwsze zdjęcie i ten w Profoto rzeczywiście radzi sobie świetnie. Następnie zatrzymuję tę moc przechodząc z TTL do Manuala, i robię ewentualne, dalsze, ale już delikatne korekty. Wszystko zależy od tego, czy możecie polegać na TTLu Waszych lamp.
Co, jeśli zmienia się światło? Oczywiście pracując w plenerze, co chwile słońce może być przysłonięte przez grubszą, czy chudszą chmurę, a co za tym idzie ilość światła naturalnego może diametralnie się zmienić. Jeśli zmiany są niewielkie, po prostu wydłużam czas i delikatnie zmniejszam moc lampy. Co jednak, jeśli światło zmieni się bardzo mocno, lub totalnie zmienimy miejsce i wejdziemy do głębokiego cienia? Wtedy po prostu powtarzam procedurę pomiaru światła w kilku klatkach i dalej robię zdjęcia.
Po zmianie miejsca, czy mocniejszej zmianie światła warto wykonać znów tę samą procedurę pomiaru światła, tak aby dokładnie wiedzieć za co odpowiada światło naturalne, a za co - światło sztuczne.
Przebieg sesji
Tak jak wspomniałem, zależało mi na luźnej sesji w miejskim klimacie. Zawsze podczas takich zdjęć żongluję ogniskowymi i kadrami. Robię zarówno piony, jak i poziomy, fotografuję całą postać, plan amerykański i bliższy portret. Zdjęcia robię z połowy wysokości fotografowanej osoby, jak również od dołu, wydłużając optycznie nogi, a także dzięki temu pokazuję mniej brzydkiego chodnika, a więcej ciekawego budynku, czy liści, które z kolei tworzą ciekawy efekt bokeh. Generalnie zawsze staram się wycisnąć sporo kadrów z jednego miejsca, dlatego nigdy nie korzystam ze statywu w plenerze, bo czuję, że to mocno mnie ogranicza i zabija kreatywność.
Pierwsze zdjęcia zrobiliśmy z tłem w postaci alei pod drzewami - klasycznie, bez kombinowania, nic skomplikowanego. Parametry ekspozycji to 1/800s, f/2, ISO100. Lampa pracowała na 0,5EV poniżej pełnej mocy, więc jak widzicie, nawet mimo sporej ilości cienia, A1 dawała tu z siebie naprawdę dużo! W tym miejscu zrobiliśmy kilka klatek i przeszliśmy dalej.
Kolejne zdjęcia zrobiliśmy kilka metrów dalej, przy zwierciadle akustycznym i tu historia była taka sama - te same parametry w aparacie, ale lampa pracowała już pełną mocą. Kilka kolejnych klatek i idziemy dalej! Co ważne, podczas sesji z lampą błyskową, nie mamy dużego pola manewru jeśli chodzi o pozowanie - wystarczy większy krok w którąkolwiek ze stron, a modelka wyjdzie ze światła. Koniecznie trzeba zwrócić na to uwagę, bo wpadając w rytm fotografowania, łatwo dostrzec dopiero później, że na połowie kadrów modelka jest totalnie poza światłem. Warto zwrócić jeszcze uwagę modelce, żeby nie odwracała twarzy od światła.
Wystarczyło przejść kolejnych kilkadziesiąt metrów, żeby totalnie zmienić tło. Tym razem to budynek archiwum grał pierwsze skrzypce. Tu jednak obróciłem się w stronę słońca, które przebijało się przez liście. Same parametry w aparacie znów nie uległy zmianie, ale w związku z tym, że lampa była zdecydowanie bliżej, musiałem obniżyć jej moc o 2 EV, do 1/4 mocy. Kolejnych kilka klatek i gotowe!
Następnie poszliśmy do końca budynku, na mały skwer gdzie było zdecydowanie ciemniej i bardziej industrialnie. Fajnie, bo to dało mi nieco inny klimat zdjęć. Parametry ekspozycji to między 1/250 s, a 1/500s, f/2, ISO100. Jeśli chodzi o lampę, w tym miejscu zdecydowałem się błyskać nią nieco mocniej niż na pozostałych zdjęciach, odcinając Jagodę od tła. Moc ustawiałem między 1/4 a 1/2, w zależności od kadru i kaprysu chmur. Co chwilę światło zastane delikatnie się zmieniało, więc tu rzeczywiście operowałem czasem naświetlania i mocą lampy obserwując efekty na bieżąco. W tym miejscu pracowałem głównie od dołu, bo kostka na ziemi była wybitnie brzydka, a budynek za Jagodą, wyglądał w mojej ocenie bardzo ciekawie.
W tym miejscu zrobiłem też trochę zdjęć bez lampy, uzyskując bardziej surowy charakter. Pamiętajcie, że lampa nie jest rozwiązaniem wszystkich problemów, a mieszając zdjęcia zrobione z nią i bez, mamy po prostu więcej zróżnicowanego materiału, a na tym zawsze mi bardzo zależy.
Ostatnie klatki zrobiliśmy obracając się o 180 stopni, tak aby tłem były drzewa. Tu zależało mi na efekcie bokeh, który zawsze jest ciekawym elementem na zdjęciach. W tym miejscu było jednak zdecydowanie ciemniej, więc czas naświetlania wynosił już 1/160s, a co za tym idzie, lampa nie pracowała już w trybie HSS, który mocno ogranicza jej moc. Dzięki temu zszedłem do 1/8 mocy, co dało dobry balans między błyskiem, a światłem zastanym.
Kilka słów na koniec
Jak widzicie, zrobienie takiej prostej, miejskiej sesji nie jest niczym trudnym. Błysk był tu motywem przewodnim, ale gdybym miał zrobić podobną sesję w świetle zastanym, efekty też na pewno byłyby dobre, choć oczywiście zdjęcia miałyby nieco inny klimat. Całość zajęła nam niespełna dwie godziny, ale nagrywaliśmy z tego wideo, co mocno wydłuża każdą sesję. Najważniejszym przy takich sesjach jest zebranie wszystkich elementów układanki i spięcie ich w całość. Warto pomagać sobie w takich sesjach planem, ładnym światłem naturalnym, ciekawą stylizacją i modelką z doświadczeniem. Na sesji mógłbym użyć więcej, droższego sprzętu, ale jeśli miałbym modelkę z łapanki, ubraną w tandetną, weselną sukienkę, efekt byłby mizerny. Zawsze powtarzam, że w udanej sesji wszystko musi ze sobą grać, musimy mieć na nią jakiś plan, a wiele osób totalnie skupia się na sprzęcie, pomijając inne elementy, co później przekłada się na słabe efekty. Sam kiedyś popełniałem te błędy, ale Wy nie musicie!
Dobrego tygodnia!
- Planowanie sesji
- Przygotowanie sprzętowe
- Schemat pracy z błyskiem
- Sesja z 4 lokalizacjach