Tethering - dlaczego musisz z niego korzystać?
Tethering - dlaczego musisz z niego korzystać?
Tethering, czyli praca z aparatem podłączonym do komputera to nieodzowny element moich zleceń. Wiele osób wzbrania się przed jego użyciem, boi się ruszyć ten temat, ale w mojej ocenie to totalne “must use”, szczególnie że dzięki niemu możemy oszczędzić naprawdę wiele nerwów. W tym artykule poruszę ten temat i mam nadzieję, namówię Was, żebyście wykorzystywali go na zleceniach maksymalnie często. Zapraszam do lektury.
Kiedy rozpoczynałem swoją przygodę z fotografią, z podziwem patrzyłem na fotografów, którzy pracowali z aparatem podłączonym do komputera. Często na filmach zza kulis działo się to na wielkich planach zdjęciowych i myślałem, że taka praca jest zarezerwowana tylko dla największych zleceń i najdroższych aparatów. Jak się jednak okazuje, sprawa jest znacznie łatwiejsza niż może się nam wydawać. Zacznijmy od samych zalet takiego sposobu pracy.
Wygodnie ocenisz kadr i ostrość
Ekrany w aparatach mają zaledwie nieco ponad 3 cale, czyli są naprawdę małe. Wiele razy przeoczyłem, że nie całe tło mieści się w kadrze, a widzę również statywy. Często zdjęcia robiłem też po prostu krzywo. Mówię tu szczególnie o fotografii produktowej. Później trzeba było kadrować lub prostować zdjęcia tracąc cenne piksele. Komputer do tetheringu wcale nie musi być przesadnie mocny, ale zawsze będzie miał większy monitor, dzięki czemu idealnie dobieram kadr i jestem w stanie w porę zareagować. Podobnie z głębią ostrości. Na 3 calach właściwie wszystko wydaje się ostre, ale chcąc wycinać produkty z tła, zdecydowanie lepiej fotografować tak, aby całe mieściły się w ostrości. Na większym ekranie już na pierwszy rzut oka widać czy krawędzie produktu są ostre czy nie.
Mało tego! Większość aparatów umożliwia fotografowanie w trybie live view, więc stojąc przy stole, jesteśmy w stanie obracać produktem i efekty naszych manipulacji oceniać na bieżąco, bez wciskania spustu migawki! Dodatkowo, chcąc zachować maksymalną powtarzalność między kadrami, w oprogramowaniu możemy dodać maskę w formie poprzednio zrobionego zdjęcia i do niego dopasowywać kolejne zdjęcia. Tak robię w większości zleceń, gdzie mam powtarzalne produkty - np. kiedy fotografowałem kołdry czy świece. W drugim przypadku było jeszcze łatwiej, bo wystarczyło idealnie dopasować produkt, a do przeklejenia została jedynie etykieta.
Robiąc te zdjęcia, sfotografowałem tylko bazę świeczki (z pokrywką i bez), a następnie podmieniałem jedynie etykiety, dzięki idealnemu dopasowaniu kadrów.
Klient akceptuje zdjęcia na bieżąco
Nie wyobrażam sobie pokazywania zdjęć klientom na ekranie aparatu. Nie dość, że nie lubię kiedy ktoś stoi mi za plecami i dyszy mi w kark, to jeszcze uzyskanie finalnego potwierdzenia na 3-calowym ekraniku graniczy z cudem. Pracując w studio, praca z komputerem jest po prostu znacznie wygodniejsza. Klient może obserwować efekty sesji, reszta zespołu również może sprawdzać czy np. ubrania układają się tak, jak trzeba i czy makijaż nadal wygląda dobrze. Wszystko zależy od rodzaju fotografii, który robimy. Jeśli robimy sesję indywidualną, po kilkunastu-kilkudziesięciu klatkach, wspólnie możemy sprawdzić czy wszystko wygląda dobrze, czy może trzeba dokonać jakichś zmian. To również dla nas świetne zabezpieczenie przed stwierdzeniem klienta “bo ja myślałem, że będzie inaczej”.
Tak wyglądało moje stanowisko podczas ostatniej sesji, kiedy fotografowałem zawodników drużyn piłkarskich.
Zawsze, kiedy robię komercyjne sesje, przed zmianą ustawienia/stylizacji pytam klienta, czy mamy akcept tego, co robiliśmy przed chwilą. Wtedy poniekąd klient bierze na siebie tą odpowiedzialność. Ostatnio, kiedy robiłem sesję z zawodnikami drużyn, miałem w briefe rozpisane kadry. Po sfotografowaniu pierwszego zawodnika, pokazałem zestawienie zdjęć, dostałem akceptację i tym kluczem fotografowałem kolejnych 20 osób.
A co jeśli klienta nie ma z nami na sesji podczas sesji produktowej? Taką sesję robiłem dla producenta świec. To były zdjęcia lifestylowe, w domowym klimacie, ale klient był z Rzeszowa. Po prostu uruchomiłem sesję Live w Capture One i klient widział je z niewielkim opóźnieniem na swoim komputerze. Jeśli coś mu nie pasowało (np. zestawienie zapachów), po prostu dzwonił i prosił o podmianę. Dodatkowo, na bieżąco dodawał gwiazdki do wybranych zdjęć, więc wyłączając aparat, miałem już zrobioną przez klienta selekcję. Gdybym zrobił sesję po swojemu, wysłał klientowi i dostał w odpowiedzi, że on jednak chce zestawienie Palo Santo z Peppermint, a nie Paradise, ciężko byłoby rozstrzygnąć ten temat.
Zdjęcia są od razu na dysku
Tethering oszczędza też sporo czasu. Tworząc sesję w Capture One, zdjęcia trafiają od razu na dysk komputera, lądują w wybranym przeze mnie folderze i tuż po zakończonej sesji są gotowe do dalszej edycji. Odpada konieczność tworzenia folderów, zgrywania, czekania na generowanie miniatur. Dzięki temu, tuż po sesji mogę usiąść do edycji zdjęć, a jeśli to klient robi selekcję, wykorzystując Capture One Live, do selekcji może przystąpić tuż po sesji, a jego wybory zostaną zsynchronizowane z naszym oprogramowaniem. To ogromna oszczędność czasu!
Co jednak z technicznymi aspektami?
Wielu fotografów podchodzi do tematu jak do jeża, bo boją się całej technicznej otoczki. Zupełnie niepotrzebnie, szczególnie jeśli aparat obsługiwany jest bezpośrednio przez Lightrooma lub Capture One.
Co ważne, aparat powinien obsługiwać tethering, a nie wszystkie modele mają tę funkcję. Zarówno Adobe, jak i Capture One publikuje listy obsługiwanych aparatów. Co ważne, Lightroom nie pracuje bezpośrednio z aparatami Sony, co dziwi wiele osób, a temat co chwile przewija się w Internecie. Niektóre aparaty pracują z tetheringiem, ale tylko przez dedykowaną aplikację. Tak jest w przypadku aparatów Olympusa/OM-System. Tę funkcjonalność w przypadku tej marki mają tylko najwyższe modele (OM-1, seria E-M1 i E-M5 Mark II). Dedykowane oprogramowanie często jednak nie jest tak dobre jak LR/C1, więc w tym wypadku można to w pewien sposób obejść.
Capture One ma funkcję obserwacji tzw. Hot Folderu. Kiedy wpada tam zdjęcie, automatycznie jest zaczytywane do programu. Najlepiej działa to w przypadku pracy z sesjami, a nie z katalogiem. W oprogramowaniu OM-Capture ustawiam miejsce zapisu na folder Capture wcześniej stworzonej sesji i każde zdjęcie ląduje w Capture One.
Lightroom ma funkcję autoimportu, która jest nieco bardziej skomplikowana, bo w przeciwieństwie do C1, LR musi zdjęcie z obserwowanego folderu przenieść do innego (nie mam pojęcia po co). Wtedy Lightroom również automatycznie importuje nowe zdjęcia do swojej biblioteki. Tu niestety w porównaniu do C1, czas od wciśnięcia spustu migawki do importu to około 7-9 sekund, więc stosunkowo długi.
Pozostaje jeszcze kwestia kabla i akcesoriów. Przy sesjach produktowych, gdzie aparat jest blisko komputera, śmiało można skorzystać z kabla, który przyszedł w zestawie z aparatem. Te przewody zazwyczaj są naprawdę wysokiej jakości, choć mają około metra-dwóch. Wiele osób eksperymentuje z różnymi kablami z Allegro czy Aliexpress i raz działa to lepiej, raz gorzej. Ja kiedyś, chcąc zaoszczędzić, kupiłem dwa kable na Aliexpress, wydałem na nie jakieś 150 zł i co się okazało? Jeden zawieszał mi oprogramowanie Olympusa, a drugi w ogóle nie czytał aparatu. Chcąc pracować na większych odległościach, musimy zaopatrzyć się w dedykowany kabel do tethheringu. Tu liderem jest firma Tether Tools, ale obecnie na rynku pojawiły się kable firmy Mathorn i Area 51, pierwsze są tańsze od TT, drugie droższe, ale wszystkie powinny działać bez większych problemów. Dobrze jest dokupić od razu zabezpieczenie do kabla, aby przy szarpnięciu nie uszkodzić płyty głównej. Ja wykorzystuję Tether Tools Guard i bardzo sobie chwalę.
Kiedyś wykorzystywałem tzw. Jerk Stopper, dziś te zabezpieczenia zostały zastąpione wygodniejszym rozwiązaniem Tether Guard.
Dodatkowo polecam zakup stolika do laptopa. Ja wykorzystuję dwa zestawy - pierwszy, mniejszy, ale za to na kółkach, oparty o statyw Quadralite Air 260, kółka GlareOne i podstawę Manfrotto 183 wraz z adapterem 120-38. Równie dobrze tę podstawę można przykręcić bezpośrednio do statywu pod aparat, odkręcając głowicę i pomijając adapter. Mam również zestaw Gravity LTST01 Laptop Stand, który jak na swoją jakość jest śmiesznie tani (nieco ponad 300 zł). Podstawa jest spora, ma blokady do laptopa, przez co ciężej go zrzucić, a dodatkowo można go pochylać pod różnymi kątami. Minusem jest fakt, że całość jest w standardzie muzycznych akcesoriów, więc nie ma tu klasycznych trzpieni, a do nóg nie przykręcimy kółek, więc będzie to mniej mobilne.
Przyjeżdżamy na sesję - co dalej?
Tu pokrótce opiszę jak wygląda mój system pracy. Po przyjeździe na sesję rozkładam cały potrzebny sprzęt i jeśli w studio nie ma dużego, wygodnego stołu do tetheringu, rozkładam swój, podłączam komputer do prądu, a aparat do komputera. Włączam Capture One, tworzę nową sesję i oprogramowanie od razu wykrywa mój aparat - to przewaga sesji w C1 nad tetheringiem w Lightroomie - konfiguracja jest szybsza i prostsza. W moim R5 mam możliwość pracy z zapisem zarówno na komputer, jak i karty, ale nie każdy aparat na tę funkcjonalność. Następnie zaczynam realizować zdjęcia, sprawdzam światło, kadry. Klient akceptuje na bieżąco kolejne ujęcia, reszta zespołu patrzy jak wyglądają ubrania i makijaż. Po sesji, jeśli jest taka potrzeba, od razu udostępniam sesję Live, a klient dokonuje wyboru zdjęć poprzez dodanie gwiazdek. Kiedy selekcja jest gotowa, bez żadnego dodatkowego zgrywania materiału, przystępuję do retuszu (wspomagam się wtyczkami Retouch4Me) i już po kilku dniach jestem w stanie oddać klientowi gotowy materiał.
Dzięki tetheringowi oszczędzam mnóstwo czasu, a dodatkowo zabezpieczam się przed ewentualnymi reklamacji, jeśli rozminąłbym się z klientem wizją konkretnego zlecenia. Tu klient widzi wszystko jak na dłoni, mówi “mamy akcept” i lecimy dalej!
Czy jak wszystkie zdjęcia robię w ten sposób? Absolutnie nie, bo realizując sesje TFP w plenerze, często naprawdę dużo chodzę i wtedy ten kabel jest ograniczeniem. Bezprzewodowy tethering nie jest dla mnie wystarczająco szybki. Nie muszę też tak dokładnie dopracowywać kadrów czy akceptować kadry z klientem, wtedy w zupełności wystarcza ten 3-calowy ekran 🙂. Niemniej jednak przy każdej sesji za 💰, tethering jest ze mną!
Dobrego tygodnia!
- Zalety tetheringu
- Niezbędne akcesoria
- Tethering do LR i C1
- Tethering w praktyce