Czy fotografia to też miejsce na zabawę, czy tylko chłodną kalkulację? 💰
Czy fotografia to też miejsce na zabawę, czy tylko chłodną kalkulację? 💰
Cześć!
Po premierze każdej nowej Leiki czy Hasselblada zawsze podnoszą się głosy, że w tej cenie można mieć lepszy aparat. Tylko czy zawsze musi nam zależeć na najlepszym stosunku ceny do możliwości? Czy w tym świecie jest jeszcze miejsce na czystą zabawę i chęć posiadania czegoś innego niż miliony innych fotografów?
Wyobraźcie sobie Polskę, w której każdy jeździ białą Skodą Octavią, Dacią Duster czy Toyotą City Active (lub jakimkolwiek innym samochodem, który nie budzi emocji). Do tego wszyscy chodzą w podobnych ubraniach - wygodnych adidasach, jeansach i bluzie z kapturem. Na samą myśl przechodzą mnie dreszcze i przypominają mi się serial Czarne Lustro
Mam jednak nieodparte wrażenie, że to utopia wielu osób. Kiedy widzę pytania o sprzęt w internecie, zawsze mowa jest o sprzęcie o najlepszym stosunku ceny do możliwości. Oczywiście, to nic dziwnego, a takie odpowiedzi wcale nie dziwią. Często podchodzimy do sprzętu w ten sposób, że ma zrobić jak najlepszą robotę, za jak najmniejszą cenę.
Często jednak kiedy pojawia się model, który wychodzi poza opisane sztywne ramy, a gro osób nie może zrozumieć, że często właśnie sprzęt ma być czymś więcej niż tylko wiernym, ale tak samo nudnym kompanem naszych sesji. W czym Leica SL-2 będzie lepsza od Panasonika S1R, a Hasselblad X1D od Fujifilm GFX50R? Pewnie w niczym, bo to sprzęty bardzo porównywalne, a jednak Leika czy Hasselblad będą znacznie droższe od wspomnianych konkurentów. Podobne przykłady możemy mnożyć i to w każdej dziedzinie, nie tylko w fotografii. To, ile dostałem pytań o to dlaczego kupiłem Hasselblada, a nie Fuji i po co mi Leika M9, skoro mogłem kupić lepszy i tańszy aparat, przerosło moje przewidywania. Mało tego! Często ludzie starają się udowodnić, że taki, czy inny wybór był zły, bo oni zrobiliby inaczej i ich racja jest na pewno na górze. Jeśli zrobisz inaczej to znaczy, że się nie znasz i basta!
O czym w tym wszystkim zapominamy? O zwykłej chęci posiadania czegoś innego, czasem bardziej gadżeciarskiego, może bardziej premium, rzadszego? Może to po prostu czysta, niedająca się racjonalnie wytłumaczyć próżność? Pewnie tak, tylko czemu musi być to negatywnie odbierane? Na to pytanie nie znam odpowiedzi. Ale czy to naprawdę coś złego? W mojej ocenie absolutnie nie i wydaje mi się, że wyniki finansowe marek premium (choćby koncern LVMH) mówią o tym, że segment dóbr, które nie mają najlepszego stosunku ceny do jakości ma się naprawdę dobrze.
Wyobraźcie sobie Polskę, w której każdy jeździ białą Skodą Octavią, Dacią Duster czy Toyotą City Active (lub jakimkolwiek innym samochodem, który nie budzi emocji). Do tego wszyscy chodzą w podobnych ubraniach - wygodnych adidasach, jeansach i bluzie z kapturem. Na samą myśl przechodzą mnie dreszcze i przypominają mi się serial Czarne Lustro.
Mam jednak nieodparte wrażenie, że to utopia wielu osób. Kiedy widzę pytania o sprzęt w internecie, zawsze mowa jest o sprzęcie o najlepszym stosunku ceny do możliwości. Oczywiście, to nic dziwnego, a takie odpowiedzi wcale nie dziwią. Często podchodzimy do sprzętu w ten sposób, że ma zrobić jak najlepszą robotę, za jak najmniejszą cenę.
Często jednak kiedy pojawia się model, który wychodzi poza opisane sztywne ramy, a gro osób nie może zrozumieć, że często właśnie sprzęt ma być czymś więcej niż tylko wiernym, ale tak samo nudnym kompanem naszych sesji. W czym Leica SL-2 będzie lepsza od Panasonika S1R, a Hasselblad X1D od Fujifilm GFX50R? Pewnie w niczym, bo to sprzęty bardzo porównywalne, a jednak Leika czy Hasselblad będą znacznie droższe od wspomnianych konkurentów. Podobne przykłady możemy mnożyć i to w każdej dziedzinie, nie tylko w fotografii. To, ile dostałem pytań o to dlaczego kupiłem Hasselblada, a nie Fuji i po co mi Leika M9, skoro mogłem kupić lepszy i tańszy aparat, przerosło moje przewidywania. Mało tego! Często ludzie starają się udowodnić, że taki, czy inny wybór był zły, bo oni zrobiliby inaczej i ich racja jest na pewno na górze. Jeśli zrobisz inaczej to znaczy, że się nie znasz i basta!
O czym w tym wszystkim zapominamy? O zwykłej chęci posiadania czegoś innego, czasem bardziej gadżeciarskiego, może bardziej premium, rzadszego? Może to po prostu czysta, niedająca się racjonalnie wytłumaczyć próżność? Pewnie tak, tylko czemu musi być to negatywnie odbierane? Na to pytanie nie znam odpowiedzi. Ale czy to naprawdę coś złego? W mojej ocenie absolutnie nie i wydaje mi się, że wyniki finansowe marek premium (choćby koncern LVMH) mówią o tym, że segment dóbr, które nie mają najlepszego stosunku ceny do jakości ma się naprawdę dobrze.
Wróćmy do fotografii i sprzętu. Niedawno rozmawiałem z moim znajomym i sąsiadem, Kubą Specylakiem, z którym dość często wymieniamy spostrzeżenia o rynku i podejściu wielu osób. Sam niedawno bił się z myślami czy kupić Contaxa G1, ja zastanawiałem się czy kupować stare Leiki. Przecież to sprzęty, które nigdy na siebie nie zarobią. I wiecie co? To chyba nasze najlepsze zakupy ostatniego czasu. To nie są najlepsze i najtańsze aparaty, ale są tym, czego oczekiwaliśmy - podoba nam się ich design, wykonanie, czerwona kropka w Leice, a do tego robią zdjęcia. Sam uważam, że rzeczy z którymi obcujemy na co dzień mają nam dawać frajdę, prócz chłodnej kalkulacji. W przeciwnym razie skończymy w jeansach, adidasach i białych Skodach.