Prosty sposób na dorobienie po sesji zdjęciowej 💸
Prosty sposób na dorobienie po sesji zdjęciowej 💸
Krótki poradnik
Jeszcze jakiś czas temu po sesji oddawałem umówioną liczbę zdjęć, wystawiałem fakturę i po cichu liczyłem na kolejne zlecenia. Dziś, działam nieco inaczej, co pozytywnie przekłada się na finalną kwotę za sesję. Jak zatem podejść do tematu?
Sposobów wyceniania sesji może być całe mnóstwo. Nie będę się w to jakoś mocno wgłębiał, a sam nie bazuję na jakimś sztywnym cenniku. Zmiennych w fotografii jest tak dużo, że ciężko przyjąć jeden cennik, nawet w obrębie jednego rodzaju fotografii. Dla przykładu, zupełnie inaczej wycenię jedno zdjęcie packshotowe pięciu błyszczących produktów, a inaczej serię 300 packshotów np. butów, które są łatwe do fotografowania. Generalnie każda sesja jest inna, ale nie o tym... Zazwyczaj wyceniam swoją pracę w oparciu o kwotę za dzień zdjęciowy, i w tej cenie oddaję określoną liczbę zdjęć. Taki system wynagradzania nieźle mi się sprawdza, szczególnie robiąc sporo wycen. Myślę, że o tym przygotuję jeszcze osobny artykuł, ale tu słowem klucz jest oddanie konkretnej liczby zdjęć po takim dniu zdjęciowym. W zależności od zlecenia, proponuję klientowi konkretną liczbę zdjęć w ramach ceny za dzień zdjęciowy, zazwyczaj w oparciu o to ile będę musiał spędzić na ich postprodukcji i zazwyczaj w cenie dnia zdjęciowego wliczam około 5 godzin edycji zdjęć. Przy sesjach portretowych zazwyczaj jest to około 10-15 gotowych zdjęć, ale co ważne - klient dostając ode mnie wycenę, dostaje informację ile będzie kosztowało dodatkowe ujęcie, dla przykładu niech będzie to 70 zł. Tu jeszcze jedna ważna informacja, przy wycenie zwróć uwagę, na to, żeby klient dostał informację, że po sesji nie dostanie wszystkich zdjęć plus wspomnianych obrobionych, a cena obejmuje jedynie zdjęcia po edycji. Ktoś, kiedyś pod jednym z moich artykułów napisał bardzo mądre zdanie „klientowi się nie odmawia, klienta się wycenia” - to bardzo zapadło mi w pamięć i sprawiło, że często po zrobionej sesji dodatkowymi zdjęciami dorabiam niekiedy 50-100% pierwotnej kwoty zlecenia.
Jak zatem obecnie działam? Proponuję konkretną kwotę za dzień zdjęciowy, w tej cenie oferuję np. 10 zdjęć po edycji + np. 70 zł za dodatkowe ujęcie. Następnie wysyłam klientowi zdjęcia do wyboru. Robię to albo poprzez sesje live w Capture One, gdzie klient może dodać konkretną liczbę gwiazdek, która od razu pojawi się na moim komputerze, albo po prostu wysyłam paczkę małych JPG’ów z prośbą o odesłanie wybranych zdjęć lub wypisanie konkretnych numerów. Są klienci, którzy rzeczywiście wybierają wspomniane 10 zdjęć, ale gro z nich wybiera znacznie więcej zdjęć, za które otrzymuję konkretne pieniądze. Najważniejsze jest to, żeby jeszcze na etapie wyceny poinformować klienta liczbie zdjęć w cenie. Sam kiedyś tego nie zrobiłem i kiedy zobaczyłem folder z 300 zdjeciami lookbookowymi odesłany przez klienta, o mało nie straciłem przytomności. Moja wina - byłem w biegu, rzuciłem kwotę za dzień zdjęciowy, ale nie doprecyzowałem liczby zdjęć. Udało mi się zredukować ich liczbę, bo klient wybrał wiele bardzo podobnych kadrów, ale tak czy inaczej, musiałem wziąć to na klatę, bo nie poinformowałem klienta ile zdjęć może dostać w tej cenie. Trudno - na szczęście zdjęcia nie wymagały żadnej zaawansowanej edycji, ale samo przemielenie 250, 50-megapikselowych plików przez filtr mediany w Photoshopie zajęło wieczność. Nauczony na błędach, wolę odpisać kilka godzin później na maila, ale na spokojnie, z maksymalną liczbą szczegółów, żeby nie żałować.
Od momentu, gdy wysyłam klientowi zdjęcia do wyboru, naprawdę udaje się sporo dorobić na zdjęciach, które nigdy nie ujrzałyby światła dziennego, a zostały zrobione. Układ jest prosty - dana cena obejmuje konkretną liczbę ujęć, chcesz więcej - dopłać. A Ty, stosujesz ten sposób? Daj znać!